poniedziałek, 7 maja 2012

Jak w Pieniny to tylko w maju

Wtedy jest totalnie kolorowo. Zarówno łąki, polany jak i lasy są pełne kwiatów. Poniżej kwitnąca jabłoń przed schroniskiem "Orlica".



Jeśli w góry to tylko rano. Najlepiej o 6:00. Wtedy jest najlepsze światło, niemalże baśniowe. Zdjęcie zrobione po drodze na Trzy Korony. Z pewnością jeszcze przed Przełęczą Szopka.


 Oto dowód, że artyści młodopolscy widzieli to samo, co my aktualnie.


Dla porównania Obraz Szerementowskiego "Pieniny". Spokojny Dunajec po którym płyną kolejne tratwy z flisakami. Aż chciałoby się powtórzyć za Kazimierzem Przerwa-Tetmajerem:

Cicho, cicho, nie budźmy śpiącej wody w kotlinie,
Lekko z wiatrem pląsajmy po przestworów głębinie...(...)
I wchłaniajmy potoków szmer, co toną w jeziorze,
I limb szumy powiewne i w smrekowym szept borze,
Pijmy kwiatów woń rzeźwą, co na zboczach gór kwitną,
Dźwięczne, barwne i wonne, w głąb wzlatujmy błękitną.

"Melodia mgieł nocnych"



Niemalże na każdym szlaku towarzyszyły nam majaczące szczyty Tatr. Nawet wywiązała się gorąca dyskusja, na temat tego - gdzie jest Giewont. Wszystkie koncepcje runęły po konfrontacji z przewodnikiem Józefa Nyki "Pieniny", okazało się, że go tutaj w ogóle nie ma. Góry są jednymi z łatwiejszych w Polsce. Umieściłabym je pomiędzy Tatrami a Bieszczadami. Wspinaczki nie ma zbyt wiele. Na Trzy Korony wiodą metalowe schody tak zabezpieczone, że bardzo się trzeba postarać, żeby spaść z nich. Nazwałabym je "ceprostradą". Natomiast widoki stąd są niesamowite. Chyba najpiękniejsze z całych Pienin. Balkonik, gdzie możemy stać i je podziwiać jest wielkości 2x2m, więc lepiej wybrać się o wcześniejszej porze, żeby nie trafić na godziny szczytu, czyli 12-15:00 kiedy to będziemy przepychać się łokciami, żeby zrobić zdjęcie.



.
Widok ze szlaku na szczyt Marszałek. Wszędzie niemalże impresjonistyczne widoki łąk z mniszkiem lekarskim.


Całkiem sporo zachowało się różnych budowli drewnianych. Zarówno domów mieszkalnych jak i kościołów. Na zdjęciu kościół w Sromowcach Niżnych powstały w XV w.

Uwielbiam potrawy regionalne. Ze względu na dietę nie mogę wielu spróbować, ale niektórymi specjałami mogłam się poczęstować. 


W kubku mam żentycę. Wygląda i smakuje jak rozcieńczona serwatką maślanka i czymś podobnym jest w rzeczywistości. Załapaliśmy się  na kubek. Była ciepła, bo stała w drewnianej misie przy ognisku, gdzie robiono oscypki. Bardzo pozytywną rzeczą jest to, że często tutaj w górach można spotkać bacówki. W związku z tym można pogłaskać owce, co było moim szczytem marzeń;D oraz zakupić różne produkty jak bundz - najlepszy z majowego wypasu owiec, podobny do krowiego twarogu, ale twardszy i lepszy w smaku - niebo w gębie. Oprócz tego można spróbować bryndzy - ser podpuszczkowy, nie wiem czy każdy jest taki, ale nasz był słony oraz oczywiście oscypki.


Skoro o jedzeniu mowa. Nareszcie udało mnie się spróbować baraniny. Co prawda trochę przypalona im wyszła, ale smaku mięsa to nie zabiło. Podobna jest do wołowiny w kolorze i smaku.


Skoro jesteśmy w Pieninach wypada spróbować wód mineralnych. W "Pijalni Wód" w Szczawnicy jest ich wiele rodzajów. Na ladzie leżały książki - menu z opisem, tego jakie dolegliwości chorób niwelują i dawkowaniem. Próbowaliśmy trzech: "Jan", "Józefina" oraz "Magdalena". Cieszyłam się, że nie wybrałam tej ostatniej. Była wysoko mineralizowana, słona i dopicie jej do dna było by dla mnie katorgą. Choć w imię cudownych właściwości warto się poświęcić.Wszystkie wody można zakupić na wynos - można przyjść z własną butelką.




Teraz o roślinach.. Zafascynowała mnie szczególnie jedna: Ciemiężyca. Wygląda bardzo egzotycznie wśród różnego rodzaju roślinności jaką zazwyczaj spotykamy. Ten gatunek kwitnie na biało. Należy do liliowatych.  Rzadko jest spotykana. W Polsce spotkamy ją w Tatrach (nie widziałam), Pieninach i Bieszczadach.



Rozwijająca się paproć.


Krople rosy. Nie wiem niestety jaka to roślina. Układają się tylko na obrzeżach liści, tworząc kryształkową, poranną dekorację łąki.



Jak wspominałam zawsze chciałam pogłaskać owcę. Fascynowało mnie to czy jej sierść jest taka sama w dotyku jak wełna w swetrze. Pierwsze kontakty nie były zbyt udane. Spotkałam dwa barany pilnie strzeżone przez owczarka podhalańskiego, który bacznie mnie obserwował. Mało tego główny bohater był negatywnie nastawiony i próbował mnie potraktować rogami. Tutaj przed udaną próbą przekupstwa, za pomocą wiązki trawy.



Kilka minut od wejścia na szklak wiodący z  Czorsztyna na Trzy Korony umiejscowiona jest bacówka, w której powstało to zdjęcie. Jak widać relacje z owcami się bardzo rozwinęły. Psy owszem były, ale chyba zrobiły sobie przerwę.


Pod koniec wyjazdu naszym oczom ukazało się "istne owczonarium". Wychodząc z Krościenka trafiliśmy na dwa stada owiec - razem 600 sztuk, które szły do Jaworek. Do upilnowania tego stada wystarczyły dwa psy i dwóch pasterzy. Natomiast zator na drodze trwał zaledwie 3 minuty.


Nie wiem, co to za ptaszyna, ale to jedyny ptak jakiemu przez cały wyjazd udało się zrobić ostre zdjęcie.


Na koniec na dowód, że w Pieninach żyją nie tylko owce. Zdjęcie nornicy, która bardzo chętnie pozowała mojemu mężowi. Z innych stworzeń to widzieliśmy jeszcze dwa zaskrońce - jeden martwy, ususzony wyglądający jak żywy drugi na 100% żywy  50cm uciekający zboczem oraz żmiję zygzakowatą. Tą ostatnią na styku hali i drogi. W panice uciekła i nie zdążyliśmy jej pstryknąć zdjęcia, ale teraz już wiem, że informacje o jej istnieniu to nie legendy;)





Brak komentarzy: