czwartek, 9 września 2010

Kandyzowane śliwki


Smakują jak suszone daktyle, ale są trochę bardziej kruche. Gdy je zrobiłam to ucieszyłam się niesamowicie,bo wreszcie udało mnie się rozszyfrować zagadkę śliwek prababci. Śliwki są jakby ugotowane, wyjęte z dżemu, ale smakują jak zerwane z drzewa. Przepis pochodzi od pani z Zakopanego. Wybrałyśmy się tam z koleżanką bez zaklepanego noclegu. Na dworcu było wiele osób proponujących noclegi. Jeden z nich zszedł do bardzo atrakcyjnej ceny. Po przyjeździe na miejsce,gdzie miałyśmy nocować okazało się, że to drewniana chata góralska z kamiennym fundamentem i z pięknym widokiem na panoramę tatr.:) Na powitanie otrzymałyśmy naleśniki z kandyzowanymi śliwkami.

 Mało pracochłonne;)
Kandyzowane śliwki

1kg śliwek
600g do 1kg cukru

Cukier rozpuszczamy w niewielkiej ilości gorącej wody -z niego ma powstać konserwujący owoce syrop. Zalewamy nim śliwki i gotujemy 5min. Następnie wyjmujemy owoce łyżką cedzakową i dalej gotujemy ok. 10min. Zestawiamy z ognia, wrzucamy z powrotem owoce i zostawiamy do następnego dnia. Wszystko powtarzamy jeszcze 3 razy. Na koniec owoce suszymy i wrzucamy do słoika - przydają się zimą do ciast albo jako słodka przekąska. Syrop można pić przyprawiając nim herbatę.

Brak komentarzy: