czwartek, 12 lipca 2012

Co zabrać ze sobą wyjeżdżając w góry?

Zacznę od tego, że dla każdego absolutne minimum/must have to, co innego oraz że przy tym wszystkim trzeba zachować umiar. Z politowaniem patrzę na dziewczyny targające ze sobą walizki wielkości średniej lodówki i patrzące wzrokiem kota ze Shreka na spotkanych mężczyzn. Nie znaczy to wcale, że nie ciągnęłam ze sobą takich toreb... Oszem zdarzało się zwłaszcza, gdy podczas studiów sama przeprowadzałam się, czy musiałam w krótkim terminie przed wakacjami zabrać ze sobą swoje rzeczy, bo właścicielka lokum chciała mieć pokój na ten czas zupełnie pusty. W tym czasie dotarł do mnie bezsens zabierania niektórych "przydasiów" itp. Najbardziej znienawidzony był ogromny flanelowy, ciężki szlafrok, z kapturem, długi do kostek, który zajął mi całą podróżną torbę. O tego rodzaju perypetiach napiszę innym razem.:D
W czasie studiów wyjeżdżałam przynajmniej 4 razy do roku na dłużej niż 4 dni w różne części Polski (były to objazdy naukowe i delegacje). Podczas pakowania przyświecała mi idea, którą wyczytałam w książce przewodnika Tatrzańskiego Parku Narodowego. Brzmiała ona mniej więcej tak, że nie zabieramy ze sobą przedmiotów, które są dla nas absolutnie niezbędnie. Pakujemy minimum, bo te dodatkowe drobiazgi później bardzo odczujemy w podróży. Przygotowałam taką listę moim zdaniem rzeczy koniecznych. Najbardziej do serca trzeba sobie ją wtedy wziąć, gdy zamierzamy chodzić po górach z całym ekwipunkiem od schroniska do schroniska.

-kosmetyki - mydło, szampon przelany do mniejszego opakowania/słoiczka po dżemie/koncentracie praktyczne plastikowe można kupić w drogerii Rossman, mają również małe opakowania różnych kosmetyków oraz jakiś tusz, kredka do oczu. Najważniejszym jest tu krem z wysokim filtrem 20-29 i nie ma co panikować, że się nie opalimy. W czasie wędrówek po górach spocimy się, a krem z nas spłynie, zanim nałożymy kolejną warstwę zdążymy się opalić. Warto już przed śniadaniem nałożyć krem z filtrem, żeby skóra już trochę go wchłonęła, a potem powtarzamy przed wyjściem i w ciągu dnia.
- czapka w jakiejkolwiek wersji, aby osłonić głowę i uszy od spalenia słońcem. W tym roku zapomniałam i wyglądałam dosyć zabawnie. Dotarło do mnie, gdy zaczęły mnie piec uszy. Wzorem arabek omotałam się w ten sposób:

- szalik/apaszka - pomoże nam osłonić kark od słońca, szyję od ewentualnego wiatru
- latarka - im dalszy zasięg tym lepsza, ale każda inna będzie również dobra. Noszę ją także zawsze, gdy wychodzę w góry. Przeważnie na szlaku byłyśmy już o 8 rano, ale jednym jedynym razem miałyśmy spore opóźnienie i wychodziłyśmy z parku po 20 godzinie wieczorem, a był to wrzesień. Nie wolno o tej porze przebywać na terenie parku, ale co zrobić. Zupełnie się ściemniło, gdy przestałyśmy widzieć szczyt Giewontu, schodząc z Murowańca. W tym czasie po stronie Polskiej Tatr przebywały 3 misie z młodymi i ciągle się przemieszczały. Nie było to zbyt rozsądne, ale lepsze niż wracać po omacku i zgubić szlak.
-buty za kostkę z grubszą podeszwą - ustabilizują kostkę, zabezpieczając przed skręceniami, nie będą nas boleć stopy od kamieni oraz jest to jakaś ochrona przed ukąszeniem żmii (Też myślałam, że jej nigdy nie spotkam, ale ostatnim razem w Pieninach, na poboczu w trawie miałam okazję jej się przyjrzeć. Zdjęcia nie mam, bo zdążyła uciec.) Jeśli nie wiemy, czy "złapiemy bakcyla" i często będziemy wyjeżdżać na górskie wycieczki zabierzmy ze sobą glany/martensy/zimowe buty trapery.



Obuwie profesjonalne po prawej - moje amatorskie po lewej.

-herbata, kakao kawa cukier, sól, przyprawy- tyle ile wypijemy, zużyjemy (zawsze liczę ile mniej więcej to może być plus, gdyby ktoś chciał się poczęstować). Przekładam do woreczków foliowych i wiążę gumką recepturką. Teraz już opisuję cukier - sól, bo ostatnio dosypałam sobie do kakao soli:D
-przeciwdeszczowy płaszcz/kurtka - w sklepach turystycznych/sportowych jest tego dużo, ale i drogo. Mnie przypadły do gustu kurtki - odzież dla robotników. Można je kupić w marketach budowlanych, np. Leroy Merlin. Mają kieszenie świetnie zabezpieczone przed zalaniem, kaptury, rynienki u dołu, aby woda nam nie zalewała spodni i gdy się poślizgniemy, upadniemy na głaz nie podrze się w odróżnieniu od turystycznych foliówek. Cena ok 20zł.

-kubek, nóż, widelec, łyżka
-koszula flanelowa - ciepła, chłonie wilgoć i szybko schnie - uwielbiam
-lekkie klapki/japonki pod prysznic
- zagryzki - suszone owoce morele, orzechy, słonecznik, rodzynki
-leki zapisane przez lekarza oraz przeciwbólowe, przeciwbiegunkowe, plastry na ranki przycięte w dwa rozmiary duży i mniejsze, wapno na uczulenia, witamina C, rutinoscorbin, bandaż elastyczny, gdybyśmy naciągnęli zbytnio mięśnie lub stawy
-spodnie długie - podwijam do kolan i mam krótkie, cieplejsze ubranie - pogoda w górach często się zmienia,
-długopis
-numer telefonu GOPR 601 100 300, 985
-mapa z rozpisem szlaków, przewodnik - najlepiej kupić w antykwariacie, godziny otwarć muzeum nie będą aktualne, ale to można sprawdzić przed wyjazdem w internecie. Dla mnie najważniejsze są informacje o trudnościach na danym szlaku, notki historyczne. Możemy też wypożyczyć je w bibliotece i skserować.
- mniejszy plecak, który będziemy zabierać ze sobą na wycieczki
- turystyczna grzałka - taka Prl-owska na szklankę
Gdy się pakuję wyobrażam sobie, że wstaję rano i zastanawiam się, czego po kolei używam wciągu dnia. Wszystko to zapisuję na kartce, a przy pakowaniu wykreślam. Absurdalne?! Mnie pomaga.
 Może wy coś dopisalibyście do listy?

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

A co z napojami, nie tylko chłodzącymi???

Unknown pisze...

Książka, którą polecam i niej korzystałam pisząc post to Zygmunt Skibicki "Szkoła turystyki górskiej", wyd. Poznaj Świat przy wsparciu PTTK.